Wczoraj, na buddyjskim forum internetowym, zablokowany został wątek noszący tytuł „Bodhidharma to fikcyjna postać” (uwaga, wątek ten może już nie istnieje lub jego zawartość została okrojona przez wewnętrzną cenzurę). Był to wątek, który został pośrednio zainicjowany przeze mnie i w którego roztrząsaniu brałem aktywny udział. Otóż, w pewnym momencie tej dość burzliwej i chaotycznej dyskusji, moderator bez uprzedzenia podjął decyzję zamknięcia tego tematu. W tym miejscu dla klarowności wspomnę o tym, że nie był to pierwszy wątek z moim udziałem, który doczekał się na tym forum podobnego losu.
Pokrótce, wątek ten dotyczył kwestii fikcyjności postaci Bodhidharmy, 28 patriarchy chińskiego buddyzmu chan (jap. zen). Bodhidharma traktowany jest jako założyciel tej rodzimej chińskiej odnogi buddyzmu. Jest legendarną postacią, która „przyniosła” buddyzm z Indii do Chin, postacią, która, jako 28 w kolejności od samego Buddy Sakjamuniego, otrzymała w bezpośredni sposób „esencję” buddyzmu w przekazie, który dokonał się bez udziału słów. Dalej owa „esencja” była przekazywana kolejnym chińskim już spadkobiercom (Bodhidharma był Hindusem, w żargonie chan określa się go pieszczotliwie mianem „rudobrodego barbarzyńcy”), a następnie poprzez Koreę i Japonię, dotarła ostatecznie, mniej więcej na przełomie XIX i XX, na Zachód. W Polsce pojawiła się dopiero w latach 70-tych XX w.
Imponująca musi być moc owej „esencji”, mógłby ktoś słusznie pomyśleć, skoro przetrwała do XXI w., począwszy od czasów chińskiej dynastii Tang (618-907 n.e.) - tradycyjnie określanej mianem „złotej ery” buddyzmu chan. Istnieje jednak dość poważna rysa na tym popularnym, nie tylko na Zachodzie, obrazie. Otóż, początkiem XX w. w centralnych Chinach, w miejscowości Dunhuang, odkopano bibliotekę z VIII w. n.e, wypełnioną pokaźną ilością buddyjskich manuskryptów, z których część przedstawiała wzajemnie przeczące sobie genealogie chan. „W dekadach po dokonaniu tych odkryć” jak pisze uczony Alan Cole „stało się powoli jasne, że genealogie dotyczące prawdy, przy których obstają współcześni przedstawiciele chan i zen, są raczej późnymi i najwyraźniej mocno przerobionymi wersjami wcześniejszych prób wpisania prawdy w ciała określonych Chińczyków”. Dla ścisłości, fraza „wpisania prawdy w ciała”, dotyczy szczególnej interpretacji buddyzmu, jaką dla doraźnych celów, dokonali chińscy propagatorzy tej obcej kulturowo tradycji. Chcąc zyskać aprobatę na swojej ziemi, postanowili usunąć w cień znaczenie pochodzących z Indii sutr buddyjskich, i zastąpili je ideałem owej wcześniej wspomnianej „esencji”, która rzekomo miała się „wcielać” - za każdym razem, w trakcie dokonującego się w obrębie genealogi chan, tak zwanego, „bezsłownego przekazu” - w konkretnych Chińczyków, rodzime manifestacje samego Buddy Sakjamuniego.
Tak więc, odkrycia z Dunhuang dały początek nowemu trendowi we współczesnej buddologii, a mianowicie badaniom nad historyczną genezą buddyzmu chan, które ostatecznie całkowicie zakwestionowały możliwość traktowania tradycyjnej chanowskiej narracji, jako odzwierciedlenie rzeczywistych historycznych wydarzeń. Podsumowując, genealogia chan jest nośnikiem ideologii, a jej quasi-historyczność jest celowym zabiegiem literackim mającym na celu zwabienie nowych wyznawców.
Wracając do kwestii zablokowanego wątku na forum, w krytycznym według mnie momencie, dyskusja zboczyła na kwestię manifestacji owej „esencji” w obrębie buddyjskich szkół chan/zen działających od z górą 30 lat w Polsce. Wspominając wcześniej o sfabrykowanych genealogiach, zadałem następujące pytanie jednemu z przedstawicieli z tych szkół na forum:
„(…) przyjmijmy to, że faktycznie autentyczność czy też fikcyjność 28 patriarchy zen Bodhidharmy, nie ma dla Ciebie specjalnego znaczenia. OK. Zostawiając jednak za sobą fikcyjne chanowskie narracje opisujące „złotą erę” Tang, schodząc na ziemię, na grunt współczesności, pozwoliłem sobie zajrzeć na strony Twojej szkoły Kwan Um i przeglądając dostępne na nich informacje, natknąłem się na linię genealogiczną Twojej „rodziny”, gdzie na ostatnim, honorowym 78 miejscu figuruje postać Seung-Sahna. Mamy tutaj oczywiście do czynienia z jak najbardziej autentyczną postacią, nikt o zdrowych zmysłach nie może tego zakwestionować. Pozostaje tylko jedno, wydawałoby się na pierwszy rzut oka nieistotne pytanie, które jednak w kontekście naszego wątku staje się dziwnie naglące. Mianowicie, dlaczego właściwie Seung-Sahn plasuje się na 78 miejscu? Jakie ma to w ogóle znaczenie? Jak Ty, jako człowiek związany z tą szkołą, tłumaczysz sobie tę oczywistą niespójność: z jednej strony, na „28” pozycji, znajdujesz w sumie obojętna Ci, najprawdopodobniej fikcyjną postać (Bodhidharmę), z drugiej zaś strony, podążając w dół tej genealogii na „78” miejscu masz postać już ewidentnie historycznie autentyczną, zmarłą w 2004 r.? Jak myślisz, jaka jest faktycznie przyczyna, powód, że szkoły zen takie jak Kwan Um nadal, w XXI w, eksponują tego typu informacje na swoich oficjalnych wizytówkach?
Podsumowując: Czy faktycznie uważasz, że "78" wynika z "28"?”
Nie doczekawszy się jasnej odpowiedzi na pytanie o powód dla jakiego „szkoły zen, takie jak Kwan Um nadal w XXI w. eksponują tego typu informacje na swoich oficjalnych wizytówkach?”, poza symulacją rozbawienia i radą, abym „zapytał osobę która tę informację tam umieściła”, postanowiłem skonfrontować mojego rozmówce z następującą repliką:
„To nie jest tylko czysto umowna, symboliczna kwestia. Wpisanie założyciela szkoły w poczet legendarnych patriarchów tworzących tradycyjną linię genealogiczną chan jest przede wszystkim zabiegiem legitymizującym daną organizację. Manewr ten sprawia, że w oczach świata zewnętrznego (nowych uczniów, sponsorów, innych współzawodniczących szkół) organizacja taka nabiera prestiżu, może oficjalnie pretendować do miana tej, która przekazuje „żywy” zen. W sumie, faktycznie to nie jest ważne czy ojciec-założyciel jest na 78 czy 79 miejscu w porządku dziobania. Najważniejsze jest to, że on tam jest. Zwyczajnie widnieje na liście. Tradycyjnie, to znaczy w czasach chińskiej dynastii Song - kiedy to fabrykowano pierwsze prototypy takich chanowskich genealogii – to właśnie (czyli bycie zaliczonym w poczet legendarnej linii rozciągającej się od Sakjamuniego poprzez Bodhidharmę i dalej) stanowiło o tym, że dany nauczyciel, jego uczniowie, czyli późniejsi kontynuatorzy jego dzieła zyskiwali uznanie na cesarskim dworze oraz wśród sponsorujących ich klanów możnowładców. To właśnie pozwalało buddystom chan opanować ówczesne, utrzymywane przez cesarzy państwowe klasztory. To wreszcie pozwalało na bycie hegemonem pośród innych frakcji i buddyjskich sekt. Ostatecznie najzabawniejsze jest jednak to, że główne narzędzie pozwalające na zdobycie poklasku, prestiżu i legitymacji, czyli owa unikalna linia genealogiczna, mająca łączyć danego mistrza z samym Buddą Sakjamunim, przedstawiana wszem i wobec, jako faktyczny zapis pewnego ciąg historycznych zdarzeń mających miejsce w przeszłości, jest (w świetle współczesnych badań buddologów) tylko literacką konfabulacją. Fikcją którą, jak łatwo można się przekonać nadal oficjalnie posługują się współczesne szkoły zen celem zwabienia nowych akolitów i tym samym, uzyskanie szansy dalszego przetrwania. Widziane z takiej perspektywy, umieszczenie Seung Sahna na 78 miejscu w lini od Sakjamuniego, zdaje się być logicznym manewrem, który w przyszłości umożliwi pełnoprawne dopisanie do tej listy następnej postaci, kolejnego patriarchy, naczynia, które pomieści w sobie esencję "żywego" zen.Zaraz po tym, dodałem:
Mam nadzieję, że wątek ten będą czytali przyszli potencjalni członkowie tej i innych podobnych organizacji, którzy mogą nie wiedzieć na czym polegają sposoby zwodzenia i indoktrynacji stosowane przez takie organizacje".
Na koniec, zapytany przez innego uczestnika dyskusji (nie deklarującego afiliacji z Kwan Um) o to, co mam „dokładnie na myśli pisząc >>tej i innych podobnych organizacji?<<" odparłem następująco: „A propos >>tej i innych podobnych organizacji<<, to warto przyjrzeć się wybiórczo także pozostałym działającym w Polsce szkołom zen, które w identyczny sposób jak Kwan Um, posługują się tą 'tradycyjną' genealogiczną metodą legitymizowania swoich czołowych przedstawicieli. (Przykład 1, przykład 2) Jestem przekonany, że kwestia fikcyjności tych 'linii przekazu', w które zręcznie wpisani są ich nauczyciele nie jest w żaden sposób dyskutowana w obrębie tych wspólnot”.
Po tym poście niestety nie doczekałem się na żadną jasną odpowiedź. Wątek wkrótce potem zamknięto, z przyczyn pozornie bezpośrednio nie związanych z kwestiami dotyczącymi sposobów promocji buddyzmu zen w Polsce.
Bardzo ciekawy post. Pozdrawiam. Chociaż nie wiem ile lat temu on był. 😉
ReplyDelete