Eliksir uważności







Dzięki przepakowaniu optymizmów starej daty, przemysł uważności żyje z wartego miliardy dolarów uzależnienia wyjałowionych klas średnich, które gotowe są na wszystko, aby tylko dojść do obiecanej krainy „dobrostanu” - pisze Glenn Wallis.


Potężny moloch „uważności” nie zaprzestaje podsycać swojego ognia, którego płomienie łechtają zraniony świat późnego kapitalizmu. Przemysł uważności zagarnia terytorium będące kiedyś domeną wielkiej okupacyjnej armii składającej się z mieszaniny guru samopomocy, psychiatrów, pracowników służby zdrowia, hipnotyzerów, kaznodziei, teozofów, kościoła, synagogi, prawdziwych guru, joginów, nauczycieli medytacji, a nawet – głęboki wdech! - samych buddystów. Bo kto właściwie może konkurować z przemysłem, który twierdzi, że w ofercie posiada istne źródło szczęścia - eliksir na wszystkie życiowe dolegliwości. Według nowej internetowej witryny mindful.org doza uważności (lub bardzo duża jej dokładka) może zwiększyć waszą radość; może sprawiać, że bardziej docenicie codzienne życie – i wreszcie, może wam pomóc w radzeniu sobie z najcięższymi wyzwaniami, które pojawiają na waszej drodze”.

Rzekomo „uważność” może być zastosowana w trakcie właściwie każdej czynności bez wyjątku, i w rezultacie, pogłębiać dobrostan z tej czynności płynący. Przykładowo, według wspomnianej witryny, uważność ma znaczący wpływ na tak odległe od siebie dziedziny jak opieka, umieranie i śmierć, seks, rodzicielstwo, leczenie i zdrowie, nawigacja w intymnych związkach, konsumeryzm, finanse, gotowanie, jedzenie, przedsiębiorczość, kreatywność, sport, aktywizm, edukacja, ochrona zdrowia, praca z więźniami, itd.

W jaki sposób - zapytacie - dzięki uważności może osiągnąć tak wiele? Jakby nie było, w potocznym języku „być uważnym” jest równoznaczne z całkiem zwykłymi funkcjami spostrzegania, takimi jak „zwracanie uwagi na coś”, „kojarzenie”, „zachowywanie ostrożności”, „bycie kurtuazyjnym”. Jedyny raz, kiedy usłyszałem ten termin wypowiedziany na poważnie (przed obecną „rewolucją uważności”) to było wtedy, kiedy moja babka napominała mnie „zważaj na czas!”, kiedy wychodziłem się bawić. Dominująca retoryka mindful.org sugeruje po cichu, że uważność stanowi ni mniej, ni więcej, fundament współczesnej utopii. Czy to w ogóle możliwe, że moja babka przypominając mi abym „zważał na czas” prosiła o to, bym wykorzystał te same własności umysłu, które prowadzą ku utopii nowej ery?

Trudno powiedzieć. Wejście na powiązane z mindful.org strony, zatytułowane „uważna praktyka”, pokazuje tak szeroki wachlarz „technik i praktyk”, że trudno uniknąć konkluzji, że termin „uważność” stał się w rękach przemysłu uważności klasycznym przykładem pustej znaczącej (floating signifier). „Uważność” innymi słowy, jest uzgodnionym terminem, który wbrew pozorom, takiego uzgodnionego znaczenia nie posiada; przez to jego użycie nacechowane jest brakiem znaczenia. Będąc zatem pozbawionym jakiegokolwiek określonego i możliwego do zademonstrowania desygnatu, „uważność” może zostać wypełniona jakimkolwiek sensem, którego pożąda osoba zeń korzystająca.*

Drążenie tematu wydaje się więc być całkiem na miejscu: co stanowi tę poprawiającą życie „dozę uważności” - jaki jest jej aktywny składnik? Ciągle nie można pozbyć się wrażenia, że „uważność” ze stron „uważna praktyka”, na witrynie mindful.org, pozostaje niezwykłym świadectwem tego, co semiotyk Daniel Chandler określa mianem „znaku z niejasną, wysoce zmienną, niemożliwą do wyszczególnienia lub nieistniejącą treścią”. Przeglądając udostępnione tam artykuły, wyodrębniam następujące sposoby użycia słowa „uważność”: (1) Operacje umysłowe: zwykła świadomość, zwracanie uwagi, koncentracja, zmiana punktu skupienia, obserwowanie zawartości umysłu, wolność od osądzania. (2) Zachowanie: życzliwość, współczucie, wzajemny szacunek, miłość, głębokie słuchanie, zwalnianie, czułość, bycie dobrym. (3) Praktyki tradycyjne: różne odmiany praktyk buddyjskich, ogólna/niesprecyzowana medytacja, kontemplacja, różne odmiany jogi. (4) Nieokreślone to-lub-tamto: otwartość, bardziej skuteczne radzenie sobie z myślami i uczuciami, miłująca życzliwość, wchodzenie do wnętrza, puszczanie, akceptacja, widzenie kogoś naprawdę, uważny umysł, bycie w chwili, bycie z chwili na chwilę, zwyczajnie bycie.

A może stało się po prostu tak, że ktoś cierpiący na nadpobudliwość zapomniał o swoim Adderallu? A może zamiast tego wrzucił kwasa? Ludzie, skupmy się! Czy redaktorzy mindful.org nie dostrzegają okrutnej ironii wynikającej z prezentowania swoim rzekomo roztargnionym, rozproszonym, nieobecnym, roztrzepanym, cierpiącym z powodu ADHD i/lub depresji czytelnikom takiego rozgardiaszu na szwedzkim stole pełnym – czego? - praktyk, technik, sposobów postępowania, afirmacji, dobrych intencji, myślenia życzeniowego, środków samopomocy?

Nie przestaję się dziwić, aż tu napotykam wypowiedź prekursora obecnego molocha uważności, Jona Kabat-Zinna: „uważność nie jest techniką, lecz sposobem bycia, sposobem widzenia, sposobem poznawania”.

Puste znaczenie terminu „uważność” może faktycznie wiązać się z niejasną, zdawkową i obiegową definicją ustaloną przez Jona Kabat-Zinna. Definicja ta przybiera następującą formę w jego wpływowej książce Coming to our Senses: Healing Ourselves and the World through Mindfulness:

Uważność można pojmować jako nieosądzającą świadomość z chwili na chwilę, kultywowaną dzięki odpowiedniemu zwracaniu uwagi w chwili obecnej - im mniej reaktywnie, im mniej osądzająco tym lepiej, byleby z jak najszerzej otwartym sercem.

Myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, że twórca terminu „pusta znaczaca”, francuski antropolog Claude Lévi-Strauss (1908-2009), posłużył się polinezyjskim terminem mana, aby zaprezentować przykład takiej „pustej” znaczącej. Mana była szeroko wykorzystywana przez wyspiarzy na Pacyfiku, aby określać tajemniczą, niepoznawalną, niewidoczną „materię” życia. Im więcej mana posiadałeś, tym potężniejszy byłeś; im potężniejszy byłeś, tym większym dobrobytem się cieszyłeś. W szczególności poszukiwani byli ludzie, którzy wiedzieli jak zdobywać mana. Podobnie jak wielu współczesnych kapłanów, guru, psychologów, nauczycieli medytacji, itd., ludzie ci twierdzili, że wiedzą jak manipulować i przyswajać sobie tajemniczą, przypominającą eliksir „materię”, która przenika całe życie. Współcześni antropologowie zaobserwowali, że wierzenia przypominające mana, można znaleźć we wszystkich kulturach, włączenie z tym, co my „cywilizowani” ludzie nazywamy religią. Tym samym mana, jak zaobserwował Lévi-Strauss, stała się zwyczajnie czymś, co „wyjaśnia” zbyt wiele w ludzkiej kulturze. Faktycznie wszystko co miało do czynienia z mocą czy ruchem mogło być oznaczone za pomocą „mana”. Możliwym jest zatem, że „uważność” jest jak owa „mana” w swoim byciu zarazem amorficzną, pustą znaczącą, i jednocześnie czymś, co unosi się wokół czegoś, co przywodzi na myśl „ożywczy eliksir życia”?

Kolejnym pytaniem odnoszącym się do zapoczątkowanego działalnością Jona Kabat-Zinna przemysłu uważności jest to, jaki właściwie jest jego związek z buddyzmem. W jednym problematycznie zatytułowanym artykule na witrynie mindful.org „Uleczenie twojej choroby zależy całkowicie od twojej uważności”, autorzy Ed Halliwell i Jonty Heaversedge poruszają ten temat:

Praktyki nauczane na kursach uważności zostały przejęte z buddyzmu, ale prezentowane są całkowicie przy pomocy świeckiej terminologii, i są formą psychologicznej pomocy. Tym samym unikają one religijnych, new-ageowych lub hippisowskich konotacji, które odstręczają niektórych ludzi od medytacji. Stało się tak przede wszystkim dzięki Jonowi Kabat-Zinnowi, amerykańskiemu lekarzowi, który był przekonany, że uważność może pomóc pacjentom z chronicznymi problemami zdrowotnymi, w szczególności, kiedy znaleźli się oni poza zasięgiem oddziaływania medycyny konwencjonalnej.

Z punktu widzenia spekulatywnego niebuddyzmu, słowa „przejęte z buddyzmu” mówią o przedsięwzięciu, które posiada doskonałą legitymizację. Niemniej z mojego odczytania literatury uważności, wcale nie wynika jasno to w jakim stopniu, i dokładnie w jaki sposób, do takiego przejęcia doszło. W moim odczuciu, zwolennicy uważności zwyczajnie składają hołd buddyzmowi. Czy ma to coś wspólnego z dawnym związkiem Kabat-Zinna z koreańskim nauczycielem zen Seung Sahnem, czy jest to próba zyskania legitymizacji, czy jest jakiś inny powód, tego nie wiemy. To czy istnieje wyraźne i możliwe do zademonstrowania powiązanie - „przejęcie z” - z jakąś formą buddyzmu, musi zostać jeszcze dowiedzione. Ten ukłon przemysłu uważności składany buddyzmowi zbija mnie trochę z tropu. Czy to takie uprzejme potwierdzenie swoich źródeł? A może wynik antagonistycznej walki o wpływy? Czy może – biorąc pod uwagę niedocenienie jakiego dopuścił się przemysł uważności wobec literatury buddyjskiej – jest to dowód kompleksu Edypa (z buddyzmem jako ojcem i medytacją jako matką)? Jak traktować artykuły z mindful.org, takie jak „Starożytna mądrość potwierdzona przez nowoczesną medycynę”?

Halliwell i Heaversedge mylą się jednak, kiedy piszą, że uważność, poprzez swoją laickość i psychologizację „uniknęła religijnych, new-ageowych czy hippisowskich konotacji, które czasami odstręczają ludzi od medytacji”. Z punktu widzenia spekulatywnego niebuddyzmu, przemysł uważności rozbił się obozem zbyt blisko duchowych obwarowań, w obrębie których zagnieździł się buddyzm i jego plemię.** Analizując kilka artykułów o „duchowości” na mindful.org, widzę następujące słowa: jaźń esencjonalna, psyche, dusza, esencja, duchowy nauczyciel, duchowa praktyka, modlitwa, transcendentna wiedza, prawdziwe ja, prawdziwy umysł, kontemplacja, łaska, jedność, Bóg. Być może, że forma uważności ku której skłaniają się Halliwell i Heaversedge jest pozbawiona takiego kwiecistego języka; niemniej, bezspornie, przemysł uważności przeniknięty jest religijnością, new-agem i flower-power.

Spekulatywny niebuddyzm widzi w tym całym przedsięwzięciu uważności neo-kapitalistczną-niby/pseudo-buddyjsko-samo-urzeczywistniającą się lustrzaną salę. Przemysł uważności buduje swoje palenisko na fundamencie tego, co francuski teoretyk społeczny Jean-Gabriel de Tarde (1843-1904) nazywał „bruzdami zapożyczonej myśli”. (Pamiętajmy, że de Tarde ukuł również termin „umysł grupowy” celem zrozumienia „zachowań stadnych” i psychologii tłumu). Dzięki przepakowaniu optymizmów starej daty, przemysł uważności żyje z wartego miliardy dolarów uzależnienia wyjałowionych klas średnich, które gotowe są na wszystko, aby tylko dojść do obiecanej krainy „dobrostanu”.

Oczywiście spekulatywny niebuddyzm nie jest przeciwny praktykom, które kultywują dobroczynne formy życia. Wprost przeciwnie, wysoko sobie ceni takie praktyki. Jedną z tych praktyk jest - z braku lepszego terminu - „medytacja”.



* (Niewielki) zestaw przykładów najnowszych tytułów książkowych wyjaśni to, co mam na myśli. W pierwszej kolejności, asortyment przymiotnikowy: Uważne rodzicielstwo, Uważne jedzenie, Uważne nauczanie, Uważna polityka, Uważna terapia, Uważne przywództwo, Uważne zdrowienie, Siła uważnego uczenia się, Uważny mózg, Uważną („świadomą” w wydaniu polskim) drogą przez depresję, Uważna ścieżka do samo-współczucia, Uważna ścieżka przez nieśmiałość, Uważna ścieżka przez zmartwienia i rozmyślania. Istnieją książki z podtytułami takimi jak: Uważne pisarstwo, Uważne związki, Uważna kreatywność. Mamy też tytuły nieco dwuznaczne: Uważna tresura psów. Co więcej, jest też asortyment rzeczownikowy: Uważność dla studentów prawa, Uważność i zdrowie psychiczne, Przewodnik po uważności dla kompletnych idiotów, Uważność w zrozumiałym angielskim, Uważność dla początkujących, Sztuka i nauka uważności, Cud uważności i dodatkowo zwyczajna Uważność. Uff! Ale poczekajcie. I właśnie kiedy myśleliście – nieuważnie! - że opanowaliście temat, ktoś rzuca wam na biurko Poza uważność