Anicca jako prawda o zagładzie







Nieważne, że w końcu, całość ludzkiego życia sprowadzona zostanie do znikomego błysku nijakiego, mglistego światła, całkowicie pozbawionego znaczenia dla kosmicznej całości. Nieważne, że wszystkie dowody – biologiczne, geologiczne, kosmologiczne, nawet historyczne – ujawniają procesy, które są zarazem ślepe i bezmyślne, jak i bezwzględne i bezlitosne.

W pewnym odległym zakątku wszechświata wśród migotu niezliczonych systemów słonecznych była sobie raz gwiazda, na której mądre zwierzęta wynalazły poznanie. Była to chwila największej pychy i największego zakłamania w „dziejach świata” - ale też tylko chwila. Po paru tchnieniach natury gwiazda wystygła i mądre zwierzęta wymarły. Taką to bajkę mógłby ktoś wymyślić, a i tak nie dość by pokazał, jak żałosny, jak marny i powierzchowny, jak daremny i przypadkowy okazuje się ludzki umysł na tle natury; są wieczności, w których go nie było; kiedy przeminie, nie zdarzy się nic zgoła.1

Dwie tezy:

  • X-buddyjscy medytacyjni dyletanci są rozpoznawalni poprzez pragnienie łączenia wszystkiego ze sobą. Ich retoryka tycząca się praktyki łączy razem chaotyczne tryby ludzkiego bycia z logicznymi spójnikami, chociaż logiczne związki podkreślane przez te spójniki nie trzymają się kupy. Dla osoby, która niczego nie potrafi pojąć jako jednostki, cokolwiek sugerującego dezintegrację czy nieciągłość, będzie czymś nie do zaakceptowania; tylko osoba, która potrafi uchwycić całość, potrafi zrozumieć czym są cezury.

  • Tak długo, jak żyjesz pod przymusem x-buddyjskiej decyzji lub zasady wystarczającego buddyzmu, tak długo żyjesz również w niemocy myśli i w nieskończonym poczuciu winy.

Chciałby omawiając powyższe tezy, odpowiedzieć na pewne pytanie, które pojawiło się w trakcie dyskusji o istocie spekulatywnego niebuddyzmu. Było ono przyczynkiem do przemyślenia niektórych funkcji niebuddyzmu.

(1) Spekulatywny niebuddyzm jest zainteresowany rolą, jaką mogłaby odgrywać praktyka medytacji w przekraczaniu podziałów pomiędzy ideologią i autokrytycznym namysłem. Niedokończone uwagi, które wyraziłem w innym tekście, wypływają z odczytania na nowo, a co za tym idzie, przemianowania, podstawowych klasycznych buddyjskich postulatów; mianowicie, odczarowania, anamnezy pradziejowej, zanikania, fenomenalnej tożsamości, nicości, konceptualnego namnażania, przygodności, świata, powierzchni, zrozumiałości, uwolnienia-zagłady (moje przekłady, odpowiednio, nibbida, sati, anicca, anattā, suññtā, papañca, paticcasamuppāda, loka, sabba, paññā, nibbāna/nirvāṇa). Moje założenie, wciąż spekulatywne, jest trojakiego rodzaju: (i) postulaty te mogą być (od)czytane, tak aby reprezentowały kalkulację protagonisty (to znaczy Gotamy, Buddy), rozumianą tutaj, jako taka, która określa granice świata realnego; (ii) kalkulacja ta, w ten sposób przemianowana, obejmuje nihilizm, a (iii) medytacja jest, dla praktykującego, organonem (narzędziem) nihilistycznego rozpadu.

(2) Niebuddyzm jest teoretyczną praktyką postępującą wedle klasycznych buddyjskich aksjomatów, jednak wytwarzającą twierdzenia buddystycznie niewytłumaczalne.

(3) „Bezsensowność i bezcelowość nie są jedynie określeniami prywatnymi, lecz oznaczają postęp w rozumieniu. Unicestwienie sensu, celu i możliwości wyznacza punkt, w którym „zgroza” towarzysząca niemożliwości zarówno istnienia, jak i nieistnienia staje się zrozumiała”.2

Pytanie, o którym wspomniałem wcześniej, brzmiało:

„Co jest ostatecznym celem tej spekulatywnej trajektorii, która zaczyna się z twoją wstępną 'zombifikacją' [oryginalnej x-buddyjskiej terminologii] oraz co jest twoim skutecznym 'substytutem' pożądanego dharmicznego dobra, inaczej zwanego 'głęboką radością'? Wnioskuję..., że jeżeli medytacja jest, jak twierdzisz, organonem nihilistycznego rozpadu, to czy w takim razie może być tak, że tym czego pragniesz poprzez zyskanie na zrozumiałości, jest czymś, co Brassier nazywa również 'prawdą o zagładzie'?”

Tak. Chcę powiedzieć, że taka zrozumiałość jest czymś, czego ja, jako bystra bestia homo sapiens muszę zacząć „pragnąć”. Ale jest to przedostatni – przygotowawczy, nie ostateczny – cel niebuddyzmu. Ostatecznym celem jest podmiot, który opiera się x-buddyjskiej decyzyjnej reprezentacji, i tym samym, ożywia myśl vis à vis pusta rzeczywistość (radykalna immanencja: zero, aksjomatyczna-quasi-fikcja). Ożywiona myśl jest myślą, która operuje na poziomie para-zero. Podmiot taki przekształcił symptom, który jest dharmiczną samo-wystarczalnością w spekulatywną wiedzę. Niebuddyjski podmiot wie zatem co czynić z oddharmionym x-buddyjskim materiałem (uwaga, nie oznacza to, że wie jak z nim skończyć; niebuddyzm może mieć wydźwięk anty-buddyjski, ale to nie do końca jest tak). W przeciwieństwie do myśli x-buddyjskiego podmiotu, która jest nieskończenie rozszerzalna, myśl niebuddyjskiego podmiotu jest nadzwyczaj ograniczona – ogranicza się zawsze do tożsamości zwyczajnego mężczyzny/kobiety. „Ostatecznym” celem niebuddyzmu jest lustrzany obraz x-buddyzmu.

Cel x-buddyzmu jest tylko jeden: sprawić, abyś uwierzył, że musisz utożsamiać się z x-buddyzmem; sprawić, że dokonasz tego samobójstwa, samobójstwa pod przykrywką morderstwa, którym zostaniesz obwiniony.

Ta mowa o samobójstwie i morderstwie może wydawać się zbyt złowroga. Lecz ktokolwiek, kto spędził czas w taumaturgicznym schronieniu x-buddyzmu, i tam obserwował formowanie się brzuchomówczych podmiotów, będzie, jak sądzę, w stanie docenić gwałtowny wydźwięk tych słów. Uległość granicząca z automatyzmem – rezultat decyzji – wymaga unikania samego siebie. To zabijanie/unikanie siebie jest przyczyną owego „nieskończonego poczucia winy”. Niebuddyzm jest radykalnym sposobem obnażania brutalnej odmowy x-buddyzmu, aby wypełnić swoją podstawową obietnicę: podżegania do wyzwolenia. Wyzwolony podmiot nie będzie – faktycznie, z definicji, nie może – zgodzić się na x-buddyjski program osobotwórczy. Ścieżki wyzwolenia z konieczności dążą ku dezintegracji (zalecanych form, itd.) i nieciągłości (w spójności programów, itd.), są zatem dla x-buddyzmu nie do zaakceptowania. Stąd, niekończące się spójniki, które tworzą inwentarz dharmicznej samowystarczalności – zamykające osobę w dharmicznej fortecy, wiążące ją „logicznymi” spójnikami w obliczu chaosu rzeczywistości.

Jeden ze sposobów pojmowania ostatecznego celu niebuddyzmu opiera się na metaforze przypadkowego wygnańca, wyjaśnionej w heurystyce. Wygnanie wiąże się z powrotem do poprzedniej tożsamości, pozbyciem się halucynacyjnego x-buddyjskiego szyfru, nabytego w czasie pobytu w schronieniu. Innymi słowy:

Nic nie może, chyba że poprzez poprzez iluzję, zastąpić sobą ciebie i twojej tożsamości. A ty nie możesz, jak tylko poprzez iluzję, zastąpić sobą x-buddyzmu, Dharmy, itd. Homo sapiens jest rzeczywistością niezbywalną. Odwracalność pomiędzy homo sapiens a x-buddyzmem nie jest możliwa.

Reasumując, ostatecznym celem niebuddyzmu jest przekalibrowanie do poziomu tożsamości para-zero. X-buddyzm, jako samozwańczy rozpraszacz złudzeń, jako dominujący organon [narzędzie] przebudzenia (sapientia? - mądrości, poznania oraz pradziejowej pamięci, która czyni nas ludźmi?), musi zapewne pragnąć tego samego. A jednak tak się nie dzieje. Bo pragnie on tylko łączenia wszystkiego ze sobą. W jakiż to sposób? Poprzez decyzyjne napięcie. Pragnie on jedynie tego, aby podtrzymywać i zabezpieczać swoją dharmiczno-samsaryczną axis mundi. X-buddyzm pragnie, aby ciągle widzieć swoje narcystyczne oblicze odbijane, z wysoka, w zwierciadle świata. I z tego też powodu, x-buddyzm pragnie, a przez to wymaga, niemyślącego brzuchomówczego podmiotu. Jak mówi mistrz zen: „Tylko bez myślenia możemy powrócić do swojego prawdziwego ja.”3

Niebuddyjska praktyka powoduje deflację x-buddyjskich postulatów aż do poziomu para-zero. Efektem tego jest oczyszczenie myśli z dharmicznego nadmiaru, a zatem ich odświeżenie, i stwarza nowe możliwości dla myślenia o x-buddyjskim materiale. Posłużmy się krótkim przykładem. Zastanówmy się nad jednym z Trzech x-buddyjskich Suwerenów: anicca, nietrwałością. Przyjrzyjmy się jej jako jednostce. Uwolnijmy ją z kolosalnej woltaicznej sieci wspierających postulatów, sieci która czyni ją wyraźnie x-buddyjską.

Anicca: nietrwałość.

Jest to pretekst do zastanowienia się nad naszą sytuacją. Przyjrzyjmy się niektórym faktom. Wszechświat liczy sobie prawie 14 miliardów lat. Jego średnica to 150 miliardów lat świetlnych (a pamiętać należy, że światło pędzi z prędkością 215 tys. km/s). Nasz galaktyka, Droga Mleczna, ma średnicę 120 tys. lat świetlnych i w jej skład wchodzi 200 miliardów gwiazd. W jej centrum znajduje się czarna dziura. Nasza Ziemia powstała prawie 5 miliardów lat temu. Życie w postaci prostych organizmów jednokomórkowych, zaczęło tutaj szemrać 3 i pół miliarda lat temu. Nasi przodkowie, homo habilis, pojawili się na scenie 2 miliony lat temu. Osobniki identyczne anatomicznie do ludzi współczesnych pojawiły się około 150 do 200 tysięcy lat temu. Oznacza to, że „my” byliśmy obecni w naszym „domu” jedynie przez 5-10% jego czasu trwania. Słońce liczy sobie około 4 i pół miliarda lat. Już do tej pory zużyło około połowy swojego nuklearnego paliwa. Katastrofa solarna wydarzy się za około 5 miliardów lat, spopielając Ziemię. Wydaje się, że najnowszy raport sporządzony przez grupę astronomów, wreszcie udzielił ostatecznej odpowiedzi na odwieczne pytanie... Jaki ostatecznie los oczekuje Ziemię? Stary pogląd zdaje się być rzadkim rodzajem naukowego myślenia życzeniowego. Chodziło mniej więcej o to, że za miliardy lat Słońce utraci swoje grawitacyjne panowanie nad naszą planetą i pozwoli jej uciec przed ognistym końcem istnienia. A jak sprawy przedstawiają się dzisiaj? Niosące otrzeźwienie fakty, odnośnie rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, są już dzisiaj inne, ale zegar naszej ukochanej planety-domu tyka cały czas. Badania naukowców z dziedzin takich jak biologia, klimatologia, geologia i astronomia ukazują przyszłość jaka czeka planetę Ziemię... i przynoszą pewne szokujące niespodzianki. Śmiertelne skutki będzie miało powstanie i rozpad wielkich superkontynentów, oceany zabarwią się na czerwono, a potem wyparują w przestrzeń, a wraz z nimi zniknął z powierzchni Ziemi rośliny i zwierzęta, aż całe życie zostanie zgładzone bezpowrotnie. Ale co z samym wszechświatem? Czy nie istnieje jakiś sposób na ominięcie solarnej katastrofy? Czy życie – w jakiejś postaci – przetrwa koniec? Zastanówcie się nad rzeczą następującą: „Za mniej więcej trylion trylionów trylionów lat (101728) w coraz prędzej rozszerzającym się wszechświecie zniknie tworzywo samej materii, a zatem i możliwości jakiejkolwiek ucieleśnienia. Wszystkie gwiazdy we wszechświecie wypalą się już wówczas, pogrążając kosmos w całkowitej ciemności i nie pozostawiając po sobie nic oprócz resztek rozproszonej materii. Wolna materia, czy to na powierzchni planet, czy w przestrzeni kosmicznej, rozpadnie się, unicestwiając jakiekolwiek resztki życia opartego na protonach i chemii, a wraz z nimi wszelkie odczuwanie – bez względu na jego fizyczną podstawę. W końcu nastąpi stan nazywany przez kosmologów „asymptopią”, kiedy to martwe gwiazdy rozrzucone po pustym wszechświecie wyparują, wywołując krótką burzę cząstek elementarnych. Przestaną istnieć atomy. Jedynie niezłomna, grawitacyjna ekspansja będzie trwała, napędzana przez niezrozumiałą dziś jeszcze siłę zwaną „ciemną energią', która będzie pchać wygasły wszechświat coraz głębiej i głębiej w wieczną, niezgłębioną noc”.4 — 

Medytacja, będąc skonfigurowana jako organon, może obudzić w nas uporczywą, żywą pamięć o rozciągłości naszego pradziejowego* czasu oraz obudzić myśl o faktach, które po nas nastąpią. Może zostać skonfigurowana tak, aby stanowić linię horyzontu czyniącą wszystkie wyobrażenia Ziemi, a nawet kosmosu, jako „domu”, czymś bardzo powierzchownym. O ile bardziej niszcząco działa ona na fantazje o wyjściu bez szwanku, w rodzaju nieba, pola Buddy czy odrodzenia? Jakże nieskończenie żałośnie prezentuje się na tle owej kosmicznej katastrofy to pozorne poznawcze fiasko, znane „oświeceniem”? Świadomość chwili obecnej? Pradziejowa anamneza (sati) – kolejny egzaltowany członek x-buddyjskiej rodziny królewskiej – oznacza: pamiętaj, pamiętaj!



1 F. Nietzsche, O prawdzie i kłamstwie w pozamoralnym sensie, w: tenże, Pisma pozostałe 1862-1875, przeł. B. Baran, Kraków 1993, s. 183.

2,4 Ray Brassier, The Truth of Extinction, w; Ray Brassier, Nihil Unbound, Palgrave Macmillan, New York 2007. przełożyli Marcin Rychter i Mikołaj Wiśniewski (Kronos 1(16)/2011)

3 Mistrz zen Bon Seong (znany też jako Jeff Kitzes) z ośrodka zen Empty Gate, Berkeley w Kalifornii.

* „Pradziejowość” (ang. ancestrality) to termin stosowany przez Quentina Meillassoux na określenie czasów przed narodzinami życia na Ziemi.


_________________________________________________________________
Źródło: Speculative Non-Buddhism