Glenn Wallis
Drzewo
życia Terrence'a Malick'a to film trudny w odbiorze, w czym
utwierdzają mnie prawie wszystkie zasłyszane czy przeczytane
opinie. Frustrujący, nudny, nieinteresujący. Nic się w nim nie
dzieje. Nie ma żadnej fabuły. Wyobraźcie sobie – film bez
fabuły!
Reakcje
to dość osobliwe, zważywszy na fakt, że film umożliwia bycie świadkiem stworzenia wszechświata, obserwowanie walk i
igraszek dinozaurów w lasach pierwotnych; film, który daje
możliwość podglądania mrocznych, pełnych cierpienia losów
rodziny żyjącej na teksańskich przedmieściach w latach pięćdziesiątych
XX wieku; wreszcie, to film przedstawiający gwiezdną
katastrofę, która jest tego wszystkiego końcem.
A
jednak, to prawda: to film pozbawiony fabuły. Lecz właśnie dzięki temu
brakowi, film ten przybliża nam metodę egzorcyzmowania demonów prześladujących x-buddyjską medytacją.
Egzorcyzmowania, ale dokładnie z czego? Przede wszystkim z kontrolujących
narracji, które niezmiennie jej towarzyszą. Mam na myśli heroiczne
narracje o jej pochodzeniu, wartości, sposobach wykorzystania,
korzyściach, celach. Kiedy z praktyki usuniemy te narracje, umożliwi
to wyegzorcyzmowanie podrzędnej gramatyki, która te narracje
wspiera. To, co w efekcie pozostanie, będzie formą surowej
parataksy. Surowej, lecz prostej. Będzie to egzystencjalna gramatyka
pozbawiona koordynujących czy podporządkowujących spójników. To
obok tego. Bez hierarchii. Bez i, dla, z,
ponieważ. Bez dlatego, odkąd, i później,
jak, jeżeli. Bez zasadniczego sensu czy znaczenie –
płomieni, które podsycają molocha narracji.
Parataksa
kinematograficznej gramatyki Malick'a jest modelem dla naszej
medytacyjnej gramatyki. Chociaż całe życie, od stworzenia do
zniszczenia, obraca się i brzęczy wokół niego, Malick, jako
reżyser, jest po prostu obecny. Co więcej, jest obecny wraz
z życiem, nie nad nim czy pod nim. Z góry, jako wszechwiedzący
narrator mógłby połączyć różne punkty, ujawnić wzorce,
intymne znaczenia, wyciągnąć wnioski. Od dołu, mógłby wyeksponować
organiczne wnętrze, które napędza nieustający potok
życia. Ale tego nie robi.
Pozostaje
tu, na powierzchni, wraz z rozgrywającym się życiem. Będąc
obecnym nie tyle że odmawia opowiedzenia historii, lecz czyni
siebie niezdolnym do stworzenia narracji w formie pewnej całości.
On po prostu nie potrafi wyjaśnić życia, którego jest świadkiem.
Wyjaśnianie jest fatamorganą, która powstaje na horyzoncie
naszych poznawczo-lingwistycznych spójników – i, i
potem, wtedy, zatem, dlatego, ale,
czy. Wyjaśnienia halucynują rzeczywistość kryjącą się w
brutalnej nieciągłości życia. Tak, życie trwa nieprzerwanie, jak
pokazuje to tymczasowa trajektoria Malick'a, ale dokonuje się to w
milczeniu.
W
eseju „Sprawiedliwość niefilozofii”, Joshua Ramey pisze, że
powstrzymując się od przedstawiania tego, czego przedstawić nie
sposób, Malick:
traktuje ludzkie życie z niepojętą wręcz sprawiedliwością. Jeśli życie ludzkie jest historią, to każde życie jest swoją własną historią. Zatem każde opowiadanie tej historii jest abstrakcją, a być może rodzajem przeinaczenia. Ale jakiego rodzaju historią jest życie? Nieciągłości życia – takie jak przemoc, cierpienie i sama śmierć - zdają się albo czymś niepojętym, albo czymś w jawny sposób pozostającym poza zasięgiem narracji … To z czym zmagać musi się każda narracja, choć zdaje się niezdolna czynić to w dobrej wierze, to radzenie sobie z nieciągłością. Ponieważ życie – w bólu czy przyjemności, poprzez stratę czy ekstazę, z nieustannym ciężarem przeszłości – różni się od narracji o tym życiu, trudno jest dostrzec jak narracja zawodzi w obliczu istnienia, udaje jedynie, że zachowuje tajemnicę życia poprzez jego opowiadanie.
Jeżeli
życie, to co przeżywane, jest dla narracji zamknięte, my,
żyjący, jesteśmy na nią bezgranicznie podatni. I faktycznie, trudno nam się obejść bez narracji. Bo to właśnie one nadają
istnieniu kształt. Czynią je spójnym. Stanowią wyjaśnienie.
Pomagają nam w podejmowaniu decyzji i przewidywaniu wyników. Zdaje
się, że bez nich nie sposób się obyć. Nasuwają się tutaj zatem
dwa ważne pytania: co jest źródłem naszych narracji i czy
jesteśmy świadomi narracji jako narracji?
Tutaj, niemy świat.Tam, dharmiczna opowieść.Tutaj, coraz bliżej,prześladowany człowiek.
Dlaczego
„prześladowany”? Cechą charakterystyczną x-buddysty jest to,
że on lub ona szukają w dharmicznej narracji drogowskazów.
„Dharma” jest dla x-buddysty „wielkim innym”. W terminologii
Lacana, wielki inny dostarcza symbolicznego aparatu umożliwiającego
radzenie sobie z materialną bazą realnego. Służy również do
regulowania społecznych interakcji, czyli tego wszystkiego co dzieje się w trakcie kiedy wspólnota
wciela w życie cały ten symboliczny aparat. Symptomem tego, że
jakiś x-buddysta jest niewolnikiem dharmicznego wielkiego innego,
jest to, że w sposób odruchowy, niejako z własnej woli, „widzi rzeczy
takimi jakie są”. Innymi słowy, symboliczno-fikcyjna natura
Dharmy jest całkowicie dla niego niewidoczna. Zaklęcie to jest
trudne do złamania, ponieważ dodatkową funkcją tego specyficznego
x-buddyjskiego wielkiego innego, posługując się wykładnią Zizka,
jest maskowanie „skomplikowanej sieci niepisanych, ukrytych reguł”.
Reguły te:
nie są nigdy jasno określone. Jeśli je jasno określisz, to w rezultacie możesz popełnić jakiegoś rodzaju występek czy naruszenie. Tym co zawsze mnie interesowało był fakt, że spoiwem społeczności nie są jasno określone reguły, lecz są nimi reguły niepisane, o istnieniu których samo publiczne mówienie jest zakazane ... Chodzi mi o to, że pozór wolnego wyboru musi być utrzymany. *
Dharma
jako x-buddyjski inny jest tematem na kolejny wpis. Przywołuję go
tutaj tylko dlatego, ponieważ mam nadzieję, że sprowokuje to do
zastanowienia się nad dość trudną kwestią, nad tym mianowicie, że
Dharma jest prześladowcą. O Dharmie można myśleć, jako o
kolejnej unicestwiającej człowieka narracji, która nęka,
przymusza, kusi, neguje i nieustannie popycha praktykującego
do robienia tego lub myślenia tamtego. Wśród buddystów, sama
możliwość sprawdzenia czy mamy z tym w ogóle do czynienia, jest w
domyśle zabroniona.1 Zakazane
jest samo poruszenie tej kwestii. Akceptacja Dharmy, jako
nadrzędnej, kosmicznie zakotwiczonej narracji, która „stanowi
bezpieczną przystań w mnogości współczesnego pomieszania ról i
tożsamości”, jako mówi Zizek o „newagowej” wersji wielkiego
innego, jest nie do zakwestionowania.
Medytacja
jako egzystencjalna parataksa może jednak złamać to zaklęcie. Bo
kiedy siedzi się nieruchomo, cicho, z uwagą, dharmiczna narracja, a
wraz z nią, jej prześladowanie, zostaje wymazane.
Tutaj, niemy świat.Tam, dharmiczna opowieść.Tutaj, coraz bliżej,prześladowanyczłowiek.
Nie
oznacza to, że nieprzechodnie2
prawdy skatalogowane w dharmicznym indeksie zostają unieważnione.
Oznacza to tylko, że kiedy ich egzaltowana gwarancja zostanie
unieważniona, ich władcze vibrato wyciszone, a ich woltaiczna sieć
postulatów dezaktywowana, to stają się wtedy samorodną,
nieprzetworzoną chora (zbiornikiem, przestrzenią) powstałą
z immanencji niemego świata.
--------------------------------------------------------------------------------------
1
Zizek podaje pouczający przykład:
Wyobraźcie sobie zjazd centralnego komitetu partii, podczas którego ktoś wstaje i zaczyna krytykować Stalina. Oczywiście, wszyscy wiedzą, że jest to zakazane. Ale tu właśnie jest haczyk. Wyobraźcie sobie bowiem kogoś innego, kto podnosi się i mówi: „Dobrze się czujesz? Czy zwariowałeś już do reszty? Nie wiesz, że nie wolno nam krytykować towarzysza Stalina?” Teraz, ja twierdzę, że ta druga osoba byłaby aresztowana w pierwszej kolejności. Bo chociaż wszyscy wiedzieli, że zabronione było krytykowanie Stalina, to równocześnie sam ten zakaz był zakazany. Pozór musi być bezwarunkowo utrzymany, w ten sposób mianowicie, że niby wolno krytykować Stalina, lecz dlaczego w ogóle miałoby się to robić, skoro on jest taki dobry. Chodzi mi o to, że pozór wolnego wyboru musi być utrzymany.
2
Odnośnie
obiektów nieprzechodnich, patrz Roy Bhaskar. A
Realist Theory of Science.
New
York: Routledge, 1998. p. 22:
Nieprzechodnie obiekty wiedzy są w swojej ogólności niezmienne w kontraście z naszą wiedzą o nich: są prawdziwymi rzeczami i strukturami, mechanizmami i procesami, zdarzeniami i możliwościami świata; i w większości są od nas niezależne. Nie są niepoznawalne, ponieważ w rzeczywistości wiele o nich wiadomo … Lecz nie są w żaden sposób zależne od naszej wiedzy o nich, o ich postrzeganiu nie wspominając.
Źródło: Speculative Non-Buddhism
Niestety, jak z większością treści na tym blogu się zgadzam, to tu sie zdecydowanie nie zgodzę. "Drzewo życia" to grafomański gniot, usiłujący naśladować inne filmy w tym stylu, takie jak np. trylogia Koyaanisqatsi/Powaqqatsi/Naqoyqatsi, Baraka czy Samsara. Tylko ze tamte filmy niosą w sobie jakąś treść i można je faktycznie potraktować jako dharmiczne opowieści, a ten film treści nie ma żadnej i jest po prostu nieudolnym naśladownictwem tych, które wymieniłem, wizualną grafomanią. Więcej tutaj: http://rafa.eu.org/notka.php3?id=319
ReplyDelete