Dyskutują, ucztują i medytują




Po raz kolejny rozpoczął się doroczny zlot światowej plutokracji w szwajcarskim kurorcie Davos. Jednak zdziwiłby się niejeden, gdyby dowiedział się, że prócz rytualnych dyskusji „o stanie świata i zagrożeniach dla jego stabilności” toczących się, jak donosi wczorajsza GW, w nikogo nie rażącej aurze „blichtru i elitarności”, jest również miejsce na ... „medytację”, coraz bardziej popularną wśród globalnej magnaterii medialno-finansowej. Tak, dzisiaj, kiedy rzekomo z „medytacji” zdjęte zostało odium ezoterycznego Orientu, nawet magnaci medialni w rodzaju Ruperta Murdocha nie wahają się otwarcie przyznać, że sami też „medytują”. Wszystko to z myślą o szerzeniu światowego pokoju, rzecz jasna.


Sarkazm, sarkazmem, jednak to elitarne towarzystwo - a za nim, o ironio, masy bezmyślnego (mindless) prekariatu, z którego wywłaszczenia żyje ta globalna plutokracja zgromadzona właśnie w Szwajcarii - rzeczywiście zdaje się wierzyć w to, że za sprawą indywidualnego i „uważnego zarządzania” swoim wewnętrznym „ja”, możliwe będzie podtrzymanie światowego pokoju. A jeśli nawet u tego czy innego miliardera pojawi się cień wątpliwości, to możemy być pewni, że szybko wyleczą go z tego medycy w rodzaju Kabat-Zinna lub niestrudzeni krzewiciele „Dharmy”, jak Matthieu Ricard. „Dharma”, jak świat, światem, zawsze przecież trzymała z tymi, którzy definiowali status quo. Dlaczego dzisiaj, w dobie społeczeństwa kontroli, miałoby być inaczej?



4 comments :

  1. Witam. Kilka lat byłem buddystą.

    Dzisiaj streszczam 2500 lat buddyzmu w jednym słowie-brednie.

    Nie wiem czy dobrze trafiłem-ale poszukuje krytyki buddyzmu, po polski, z nieteistycznego punktu widzenia.

    Jedyna krytyka buddyzmu w Polsce to ta chrześcijanska.

    W stylu mnicha katoliickiego Verlinde.

    Z punktu widzenia nieteistycznego-nic.

    Albo ogłupiający zachywt albo teistyczna krytyka.

    Biblia to podręcznik głupiego sekciarstwa-straciłem na to kilka lat.

    Buddyzm -to głupie brednie o niczym, straciłem na to jeszcze wiecej lat niż kilka.

    Odkryłem prawdę-nie ma żadnej prawdy. Buddyzm tworzy koncepcje o braku koncepcji,

    doktryny o braku doktryny.

    Buddyzm jest umysłowym łajnem.

    Jestem o wielu lat ateistą materialistycznym,

    Nie żałuję, że pare lat bylem buddystą, dziś widzę, że buddyzm jest tylko o ciutkę mądrzejszy od chrześcijanstwa, o tyle -o.

    Ale o milard lat dalej buddyzmowi od prawdy-że nie ma sensu życia i wszystko jest przypadkiem.

    A największym błędem buddyzmu jest olśnienie schizofreniczne-tzw. oświecenie.

    Badam trochę te kwestię, i o ile kiedyś myślałem, że oświecenie to olśnienie schizofreniczne,

    o tyle teraz to wiem.

    Buddyzm to są brednie.

    2500 lat-miliardy do milardowej potęgi słów-o czym? O niczym.

    Buddyzm to zawracanie głowy. Do tego niebezpieczne dla mózgu.

    Pozdrawiam,

    Ja, Jakub Brągiel(udało mi sie ocalić własne ja z tego sekciarskiego bełkotu i nie podpisuje się jako my).

    ReplyDelete
  2. "Dzisiaj streszczam 2500 lat buddyzmu w jednym słowie-brednie."

    Jasne Jakub, można powiedzieć "brednie" - ale jak sam pewnie wiesz najlepiej, te buddyjskie "brednie" mają całkiem sporą moc sprawczą, mogącą niemal zupełnie przemeblować życie jednostki. Żeby więc nie ignorować tej mocy sprawczej, można te "brednie" próbować charakteryzować w sposób następujący:

    "Buddyzm jest niczym innym jak kłębowiskiem uczestnictwa i tożsamości. Jego celem jest tak jawne, jak i domyślne, formowanie szczególnego rodzaju podmiotów, i robienie tego na swoje podobieństwo. Co więcej, fundamentem jego programu transformacji są własne nakazane praktyki (społeczne, językowe; dewocyjne, kontemplatywne, itd.). Wreszcie, wszystkiemu temu towarzyszy mocne instytucjonalne zaangażowanie (hiper-refleksywność). Cechy tego typu opisują nie tyle mogący podlegać kwestionowaniu program wiedzy czy przyswajania umiejętności, lecz raczej ideologiczny system indoktrynacji. To znaczy, buddyzm opisuje systematyczny program osobistej transformacji oraz społeczną reprodukcję, której ideały – wierzenia, cele, czyny – wywodzą się nie od indywidualnych podmiotów, lecz wynikają z ustalonej domniemanej normy, w tym przypadku: Dharmy. Spekulatywny niebuddyzm jest cały czas wyczulony na jakiekolwiek oznaki w buddyjskim dekretowaniu, które ujawniają wszechogarniający ogląd jaźni, społeczeństwa oraz kosmosu. W rzeczywistości, sam fakt, że nienapastowana przez tego rodzaju metodologiczne posunięcia, które wykonuje spekulatywny niebuddyzm, Dharma funkcjonuje niepostrzeżenie (jest właśnie tym „jak mają się rzeczy”), jest dowodem na ideologiczne machinacje buddyzmu." (patrz: Ideologiczna nieufność)

    ReplyDelete
  3. Wiem, doskonały jest ten słownik heurstyki buddyjskiej.

    Buddyzm jest już po prostu wszystkim. Nawet jak zaprzeczysz buddyzmowi,

    i tak cię przygarnie, mówiąc,,Oto prawdziwy buddysta, zaprzecz naturze Buddy".

    Więc nawet obieranie cytryny to buddyzm. Wiara w boga, nie wiera. Wszystko można podpiąć pod buddyzm.

    Dla mnie obrazuje to wręcz genialną machinacje kleru buddyjskiego-zróbmy doktryny, do której
    przytulić się będzie mógł każdy. Nawet osoba zaprzeczająca istnieniu doktryny.
    Nawet naszych krytyków wcielmy w nasze szeregi.

    To jest mądre i sprytne posunięcie. Dlatego buddyzm może wygrywać z chrześcijaństwem, jeśli nie teraz to w przyszłości, nawet w Europie.

    Czcisz budde-w porządku. Zabijasz budde-w porządku. Wyzywasz budde-w porządku.
    Dalej jesteś nasz i sypnij pare groszy.

    Całkowite przeciwieństwo chrześcijanskiego ekskluwizmu, gdzie wykluczany jest każdy kto nie klęknie przez niebieskim papą.

    Tylko jednak, odnosze wrażenie, że ja jestem bardziej radykalny niż spekulatywny nie-buddyzm.
    Bo pomimo wszystko czy spekulatywny nie-buddyzm nie będzie stanowił reformacji w budyzmie.
    Czy Willis nie skoczy jako Luter i tauś Budda przytuli i Willisa do swej ciepłej, piersi doktryny, nie doktryny.

    Bo ja-idę dalej. Buddyzm nie jest mi do niczego potrzebny. Byłem buddystą ale już nim nie jestem.

    Chociaż tu widać kuglarstwo buddyzmu, który chce mnie siła trzymać w świadomości buddyzmu.

    Ale ja nie chce. Tu już wchodzi w grę wolność religijna-deklaruje się jako nie buddysta, nie dlatego że nie wiem, kokietuje, uważam, że mam zabić budde czy brnąć w bajki i klechdy buddyskie, że nawet jak zaprzeczysz, ze jesteś buddystą, i tak jest w tobie natura Buddy.

    We mnie nie ma natury Buddy. Bo to jest już niejako wymuszenia. Tak jak w chrześcijaństwo.

    Ty jesteś skażony grzechem pierworodnym, nawet jak nie chcesz w to wierzyć.

    Ja nie jestem skażony grzechem pierworodnym i nie mam natury Buddy, chce jedengo-

    móc w wolnym kraju powiedzieć-jestem ateistą, materialistą, tak, by te dwie najbradziej

    zaborcze religie to uszanowały a nie mówiły ty jesteś z nami, tylko tego nie rozumiesz.

    Jednak Willis i spekulatywny niebuddyzm jest łagodniejszy i to raczej reformatorzy buddyzmu,

    a nie osoby które nie chcą mieć z Buddą nic wspólnego.

    Buddyzm ostro daje po zwojach nerwowych i do tego daje nieustające poczucie winy,

    Że się nie wyzwoliłeś, ze nadal patrzysz na światd dualnie.
    Jest łancuchem.

    Z którego się zerwałem I nie chccę zadnego innego, dłuższego, krótszego.

    Interesują mnie teraz te rzeczy-by móc sesnownie argumentować w debatach przeciwko buddyzmowi, a nie po to by go reformowac.

    Buddyzm jes porażka.

    Jak Kantyzm, jak Hegel, jak bułeczki jagodowe z miodem.

    Ale oczywiście nie che na siłe odwodzić ludzi od buddyzmu. Chce tylko pokazać, że jest inna opcja i mieć w ręku argumenty.

    Chociaż i tak, w każdej dyskusji z buddystami zakończenie jest jedno-wyzwanie od debili, i ban, koniec dyskusji, obrażanie etc.

    Bo chrześcijanin-od biedy może zaakcpetować, że ktoś nie chce być chrześcijaninem.

    Buddysta będzie wmawiał, że nie dorosłem, ze nie jestem gotowy, że nie wiem, nie rozumiem,

    nie pojąłem.

    Dojrzałem, pojąłem.

    Buddyzm, okazał się porażką.

    Pod każdym względem.

    Mam prawo mieć takie zdanie i je artykułować.

    Pozdrawiam.

    Bragiel

    ReplyDelete
  4. Fakt, na pierwszy rzut oka można rzeczywiście odnieść wrażenie, że SNB jest "zreformowaną" mutacją "Dharmy". Jednak to mylne wrażenie, ponieważ przede wszystkim jest to >>zestaw narzędzi<< pozwalający zneutralizować moc buddyjskiej taumaturgii i zanalizować mechanizm, który umożliwia wywoływanie efektu wszechogarniającej Dharmy - na czym polega działanie "zasady wystarczającego buddyzmu".

    Odnośnie skali "radykalizmu" - jak dla mnie najlepszym probierzem poziomu jego zaawansowania jest zwyczajnie nasze "niezainteresowanie" wobec wszystkiego co opatrzone jest etykietą "buddyzm" - od samej etykiety, rzecz jasna, począwszy.. Radykalne zerwanie z posługiwaniem się buddyjską składnią, jest ostatecznym pchnięciem osinowego kołka w wampirze serce "Dharmy".

    ReplyDelete