Największe nieporozumienie współczesnego buddyzmu





Robert E. Buswell Jr.




Przez ponad dwa tysiące lat buddyści dokonali szczególnego wkładu do teorii i praktyki medytacji. Buddyjska literatura obfituje w dyskusje dotyczące stadiów medytacji, warunków jakie spełniać należy by te stadia osiągnąć oraz tego, w jaki sposób medytacja przyczynia się do zaistnienia owych wyzwalających wglądów. Jednak większość buddystów na przestrzeni minionych wieków nie medytowała. Medytacja - będąc tradycyjnie praktyką monastyczną - nawet w przeszłości traktowana była jako specjalność tylko pewnej wąskiej grupy mnichów. Co więcej, to dopiero wiek dwudziesty stworzył warunki pozwalające na to, by medytację można było traktować jako praktykę właściwą dla ludzi świeckich.

Indyjska literatura winaji – zbiór zasad życia zakonnego – nie wspomina właściwie nic na temat tego, jak praktyka medytacyjna miałaby być instytucjonalizowana w ramach dominujących wtedy klasztorów. To wszechobecne milczenie na ten temat sugeruje, że medytacja nie była częścią codziennej rutyny mnichów w dużych indyjskich klasztorach; zamiast tego, społeczności te przedstawiane są jako takie, których głównym zajęciem było recytowanie tekstów. Na ogół więc wydaje się, że medytacja zarezerwowana była dla samotnych ascetów (prahanika) którzy, większość swojego czasu spędzali na odludziu siedząc pod drzewami stanowiącymi jedyną ochronę przed ulewnymi deszczami, i z pewnością musieli wywoływać przerażenie u wyrafinowanych mnichów mieszkających w dużych miejskich klasztorach. Winaja przedstawia tych ascetów stale w pejoratywnych kategoriach – jako zaniedbanych, niechlujnych i nieokrzesanych – i określa dla nich zasady tyczące się higieny osobistej takie powiedzmy, jak mycie stóp przynajmniej raz na trzy dni.

Natomiast, kiedy medytacja omawiana jest w literaturze sutr, publicznością niezmiennie są mnisi (a czasami mniszki) ale bardzo rzadko stanowią ją ludzie świeccy. Oznacza to zatem, że praktyka medytacyjna wymagała takiej intensywności, energii oraz oddania się, że Budda nie traktował jej jako czegoś właściwego dla ludzi świeckich.

Przypuszczenie to w przejmujący sposób ilustruje opowieść o tym, jak główny bankier, darczyńca Buddy, biznesmen Anathapindada ląduje na łożu śmierci. Umierającego Anathapindadę po raz ostatni odwiedzają główny uczeń Buddy Shariputra oraz jego asystent Ananda. Aby ulżyć Anathapindadzie w swoich ostatnich chwilach, Shariputra instruuje go odnośnie „zmysłowej powściągliwości” (indriyasamvara), aby nie przywiązywał się do dotkliwego bólu i rozwinął stan umysłu, w którym nie lgnie się już do niczego. Pod koniec mowy Shariputry, Anathapindada zaczyna szlochać. Ananda, zaniepokojony że może to oznaczać jego koniec, pyta go, „Słabniesz?”, na co Anathapindada odpowiada, „Tak, jestem coraz słabszy. Ale bardziej smuci mnie to, że chociaż służyłem Buddzie przez tyle lat, ani razu nie słyszałem tych nauk”. Shariputra zauważa, że nauki te przeznaczone są dla mnichów a nie dla ludzi świeckich, na co Anathapindada reaguje ubolewaniem, mówiąc, że przecież są osoby świeckie, które mają „cienką warstwę kurzu na oczach”, tacy którzy mogliby skorzystać z tych nauk. Wymiana ta we wzruszający sposób dowodzi tego, że nauka medytacji dla ludzi świeckich nie była wtedy czymś powszechnie spotykanym; to dobroczynność (dana) stanowiła religijną praktykę obowiązującą ludzi świeckich, których normatywnym religijnym celem było odrodzenie się w którymś niebie a nie wyzwolenie się z samsary.

Nawet w buddyzmie koreańskim, gdzie medytacja son (zen) zajmuje honorowe miejsce, powołania zakonne są sztywno dzielone pomiędzy mnichów praktykujących (ip'ansung) oraz mnichów administrujących (sap'ansung). Grupa ip'ansung obejmuje mnichów angażujących się w praktykę medytacyjną w pełnym wymiarze w salach medytacyjnych, jak również mnichów poświęcających swój czas intensywnemu studiowaniu pism w seminariach zakonnych. Sap'ansung obejmuje właściwie wszystkich, od opata począwszy (w głównych klasztorach pozycja administracyjna odrębna od pozycji mistrza son, który z kolei jest duchowym zwierzchnikiem klasztoru), poprzez przeora, skarbnika oraz skrybów (np. księgowych), po egzaminatorów, „zakrystian” [ang. vergers] różnych świątyń klasztornych oraz nadzorców pól. Grupę sap'ansung uważa się za zbyt zajętą swoimi klasztornymi obowiązkami, by jej członkowie mogli poświęcać się formalnej medytacji, w związku z czym nie mają oni nawet możliwości wstępu do kompleksu medytacyjnego, nie wspominając już o możliwości siedzenia z mnichami medytującymi w pełnym wymiarze. Zatem nawet w koreańskich klasztorach, które specjalizują się w praktyce medytacyjnej, jedynie mała część mnichów faktycznie angażuje się w praktykę medytacyjną. A wiele z najbardziej popularnych współczesnych tradycji buddyjskich, takich jak Nichiren Shoshu czy Jodo Shinshu, w ogóle nie umiejscawia medytacji w centrum swojej praktyki. Pewne szkoły buddyjskie uważają nawet, że w czasie obecnej „ery upadku” niemożliwym jest osiągnięcie oświecenia poprzez medytację.

Zatem zarówno z zapisów historycznych, jak i danych współczesnych wynika, że buddyjscy mnisi parają się wieloma zajęciami, wśród których znajduje się również medytacja (i prawdopodobnie nie jest i nie była ona najbardziej popularnym zajęciem). I jak się okazuje, to dopiero w wieku dwudziestym ludzie świeccy od Birmy po Japonię zaczęli regularnie praktykować medytację.



Źródło: Tricycle